poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Od Erina

Uciekaliśmy. Przyzwyczaiłem się do tego. Do ciągłego biegu, ucieczek, krycia się i tropienia.
Biegłem. Przez las. Była noc. Ona biegła obok mnie, jak zwykle bezszelestnie. Zerknąłem na nią, ale zobaczyłem tylko zarysy jej czarnego ciała, bowiem przez gęste konary drzew nie przedzierało się niemal żadne światło księżyca. Nagle potknąłem się i upadłem.
- Wstawaj! – krzyknęła, łapiąc mnie za kark i zrywając do ponownego biegu. – Z życiem jeśli chcesz żyć! – dodała zaraz potem.
Uśmiechnąłem się mimo wolnie, słysząc jedno z jej ulubionych powiedzonek, jednak zaraz potem po plecach przeszedł mi dreszcz, gdy usłyszałem mrożące krew w żyłach wycie. To one. Bestie, które ścigają nas ścigają.
- Nie damy rady! Dopadną nas! – zawołałem z trudem łapiąc kolejny oddech.
- Zamknij się i biegnij!
Posłuchałem. Miała rację, płacze nic teraz nie dadzą, liczyło się przeżycie. Nagle wypadliśmy na sporą polanę. Ona zatrzymała się, a ja obok niej. Łapy mi drżały i czułem, że zaraz się przewrócę. Łapczywie łapałem powietrze, stojąc ze spuszczoną głową.
- Co teraz..? – wysapałem, zerkając na nią.
Księżyc oświetlał ją swą trupiobladą poświatą i odbijał się w jej czarnych oczach. Wiedziałem, że też jest zmęczona, może nie aż tak bardzo jak ja, ale jednak. Mimo to, starała się to ukryć, co zresztą jej wychodziło.
- Uciekasz dalej. Ja zostaję i je zabijam. – odparła tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Kettria, nie dasz im rady…
- Wątpisz we mnie? – zapytała, unosząc jedną brew.
- Nie ale…
- W takim razie nie ma problemu. – przerwała m i spojrzała w stronę lasu. – Zaraz tu będą. Uciekaj.
- Nie, nie mogę! – patrzyłem na nią błagalnie.
- Ty i te twoje durne zasady! Wiej, bo zaraz tu będą!
- Zginiesz!
- Nie wydurniaj się Erin! Nic mi nie będzie! Wiej do cholery!
- Proszę… - szepnąłem, mając nadzieję, że choć ten jeden raz mnie posłucha.
- Uciekaj. Niedaleko jest rzeka, wskocz do niej, one nie potrafią pływać. I nie wracaj tu, nie ważne co by się działo. Uciekaj!
Patrzyłem jej w oczy i wiedziałem, ze jej nie przekonam. Jest uparta, nawet bardzo. Potrząsnąłem głową, obróciłem się i pobiegłem. Miałem sobie za złe, że za nią nie zostałem, ale wiedziałem, że miała rację. Nie potrafię walczyć i byłbym tylko kulą u nogi. Zresztą nie potrafię patrzeć na śmierć innych…
Zerknąłem przez ramię i zobaczyłem ją, stojącą w bezruchu w pozycji bojowej. Potem zniknęła mi z oczu.
Biegłem najszybciej jak potrafiłem, przeskakiwałem zwalone pnie drzew, przeciskałem się przez zarośla, aż tu nagle straciłem grunt pod łapami i zacząłem spadać. Krzyknąłem przestraszony i z pluskiem wpadłem do rzeki. Prąd porwał mnie, rzucał o kamienie, próbował topić. Walczyłem z nim jak mogłem, ale nie udało mi się…

Obudziłem się na niewielkiej plaży. Wszystko mnie bolało. Wtem zauważyłem, że ktoś chodzi w oddali. Czyżby wilk? Może, ale widziałem tylko rozmazaną plamę, która powoli zbliżała się w moją stronę. Spróbowałem się podnieść, uciec, ale byłem zbyt słaby. Zakręciło mi się w głowie i opadłem z powrotem na mokry piasek. Mogłem mieć teraz tylko nadzieję, że to co się do mnie zbliżało, było przyjaźnie nastawione do obcych.

<Ktoś? J>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz